Coraz weselej i pogrzeb. Zabójczy marihunaen a śmiertelnie chora sfera publiczna [Deadly marijuana versus terminally ill public sphere]
piątek, lutego 15, 2013
Zanim zabierzesz się do czytania, zrób
sobie krótki test na inteligencję.
Badania naukowców z Instytutu Zdrowia w Rzymie
wykazują, że jedna z substancji znajdujących się w czerwonym
winie - resweratrol - jest w stanie powstrzymać proces mutowania wirusa grypy.
Czy uważasz, że to zdanie jest równoważne ze stwierdzeniem: „Picie codziennie
dwóch butelek czerwonego wina wątpliwej jakości daje nieśmiertelność.”
a) TAK
b) NIE
Jeśli odpowiedziałeś TAK na powyższe pytanie, prawdopodobnie jesteś po
spożyciu swojej dziennej dawki nieśmiertelności i wydało Ci się to bardzo
zabawne. Prześpij się, zanim znowu przystąpisz do lektury.
Ostatnio
coraz częściej wybuchają burze medialne. A to na temat związków partnerskich,
planowanych zmian w ukochanym PKP, genetycznie modyfikowanej żywności czy
wyboru czarnoskórego papieża. Udręczeni przez kryzys gospodarczy obywatele
chętnie biorą udział w internetowych dyskusjach na tematy nieprzekładające się
w żaden sposób na ich kondycję materialną. Daje im to najwyraźniej poczucie, że
nie są bezczynni. Że skrępowani w okowach systemu, może nie chcą zrzucić
jarzma, ale przynajmniej się trochę wiercą.
Jakiś
czas temu tematem numer jeden była znowu legalizacja marihuany. A to za sprawą
samobójczej śmierci syna pisarki Anny Fryczkowskiej i udzielonych przez nią
wywiadów dla tygodników "Wprost" i "Newsweek".
W
skrócie – w Wigilię Bożego Narodzenia, tuż przed kolacją, powiesił się w swoim
pokoju szesnastolatek. Rodzice mieli z synem dobry kontakt, dlatego bez trudu
zaobserwowali u niego objawy depresji i spadek poczucia własnej wartości.
Prowadzali go więc do psychiatry, który przepisał mu odpowiednie leki,
rozmawiali z nim i wspierali, zostawiając mu jednocześnie dużo swobody i nie
ingerując w sferę prywatną. Dopiero po tragicznej śmierci i gorączkowym
przeglądzie jego osobistych rzeczy oraz korespondencji odkryli, że przez kilka
miesięcy wcześniej palił trawę. Praktycznie codziennie.
Media
bez chwili zastanowienia postanowiły zaserwować ten stek krwisty i w atmosferze
grozy. Znam matki, które te wywiady doprowadziły na granicę histerii. Poziom
późniejszej dyskusji medialnej był tylko gwoździem do trumny. Okazało się, że
marihuana jest groźniejsza od raka.
Po pierwsze, nie sposób zgodzić się
z tezą, że wyłączną przyczyną samobójstwa nastolatka było palenie trawy.
Alkohol i narkotyki pogłębiają stan psychiczny, w którym delikwent znajduje się
przed spożyciem. O ile w pierwszym przypadku można mówić, i to nie zawsze, o
spotęgowaniu nastroju, to reakcja na narkotyki w dużej mierze ma powiązania
charakterologiczne. Jeżeli ktoś ma tendencje do melancholii, to upalony raczej
nie zmieni się w niepoprawnego optymistę.
Po
drugie, osobiście dziwi mnie fakt, że matka zdecydowała się na nagłośnienie
sprawy i wystawiła się na publiczny atak. Nie chodzi już o zawsze aktywnych i
chętnych do wypowiadania się zwolenników marihuany, ale również o szeregi
anonimowych internautów, którzy beznamiętnie zarzucą jej złe macierzyństwo. Niektórzy doszukują się politycznego
wymiaru tej sprawy tuż po złożeniu przez Ruch Palikota wniosku o legalizację
narkotyku. Z drugiej strony jako pisarka ma
oczywiście silne tendencje do ekshibicjonizmu. Rozumiem, że poniosła
najstraszniejsze konsekwencje swojej wiary w to, że problemy syna nie były
niczym więcej niż trudami okresu dojrzewania. I aby jej strata nie poszła na
marne, chce zaapelować do innych matek o wzmożoną czujność. Taka postawa co do
zasady nie budzi zastrzeżeń. Niemniej, przez cały wywiad przewija się postulat
częstego i niezapowiedzianego robienia dzieciom testów na narkotyki. Jest wręcz
pomysł, aby powołać fundację, która będzie nawoływać do tego rodziców… I nie ma ani
słowa o najważniejszym - co robić jak już się dowiemy, że nasze dzieci czy
rodzeństwo sięgają po używki?! Brak odpowiedzi na to pytanie przyczynia się
wyłącznie do podtrzymania atmosfery grozy w tej dramatycznej historii i z
pewnością nie pomoże rodzicom wydostać się z gąszczu zabobonów i fantasmagorii,
którym jest dla nich ta tematyka.
Co
jest naprawdę przejmujące w tej historii, to pytanie, co może się dziać w
głowie takiego młodego człowieka, który nic jeszcze nie wie o życiu, a już je
sobie postanawia odebrać. Nie umniejszając bólowi matki, przyczyną, dla której w ogóle sięgnął po
narkotyk wcale nie musiała być moda ani presja środowiska. Rosnące tempo życia,
presja na osiągnięcia, a przy tym widoczne gołym okiem i odczuwalne w
mikroskali skutki kryzysu finansowego i gospodarczego, wywołują stres, z którym
wielu ludzi nie potrafi sobie poradzić inaczej niż sięgając po substancje
psychoaktywne. Alarmujące jest, że tego typu frustracje pojawiają się u coraz
młodszych osób. Na naszych oczach i pod skrzydłami zapracowanych rodziców rodzi
się pokolenie potworów tak skrajnie egocentrycznych, że za nic mają sobie świat
zewnętrzny. Nie tylko politykę, szkołę i rodziców. Nawet przyszłość. Dorośli
kupili bajkę o nieograniczonej wolności jednostki i głęboko wierzą, że w
czasach wojującego relatywizmu dziecko samodzielnie wychowa się na mądrego
człowieka i odpowiedzialnego obywatela. Ich zainteresowanie losem potomstwa
ożywa przy okazji takich artykułów jak wyżej wspomniane. I niestety zakres
reakcji, jakie to spowoduje, zaczyna się od ataku histerii a kończy na
długotrwałej paranoi. Większość z tych matek na pewno odpowiedziałaby TAK na
rozpoczynającym ten tekst teście.
Amatorzy Alkoholu (AA) będą argumentować, że lampka czerwonego wina
dziennie poprawia krążenie, a zwolennicy zalegalizowania marihuany, że ma ona właściwości przydatne w
leczeniu jaskry, stwardnienia rozsianego i innych schorzeń. Tylko po co szukać daleko,
skoro w obu przypadkach zastosowanie ma uniwersalna prawda, że najbardziej
szkodliwy jest BRAK UMIARU? I dotyczy to nie tylko używek, ale także jedzenia,
pieniędzy, a nawet uczuć.
Mój
tekst nie ma na celu zajęcia stanowiska w dyskusji o legalizacji marihuany i o
skali jej szkodliwości w porównaniu do alkoholu. Sama myśl o udziale w takiej debacie jest już
nużąca. Tak
naprawdę pod tą bulgoczącą powierzchnią kryje się dużo istotniejszy według mnie
problem.
Szczerze, to jestem zniesmaczona
poziomem wspomnianych wywiadów. Nie lubię, jak ktoś mnie próbuje przekonać, że
lepiej jest przeżywać niż myśleć. Tego typu artykułów spodziewam się po
brukowcach takich jak „Fakt” czy „Super Express”. Ich głównym zadaniem jest
oddziaływanie ma emocje, a nie intelekt. A co mnie obchodzą cudze emocje? Mam
wystarczająco dużo własnych do ogarnięcia. Być może taka strategia tygodników
wynika z faktu, że coraz mniej ludzi sięga po prasę. Że w natłoku informacji
zamiast czerpać je z różnych źródeł, wygodniej jest im zajrzeć po nie w jedno
miejsce, gdzie są możliwie skondensowane, na przykład do tabloidu albo na
popularny portal internetowy. Bo najlepiej się przecież ogląda duże zdjęcia z
lapidarnym komentarzem. Mam czasami wrażenie, że niektórzy ludzie przystępują
do dyskusji po lekturze samych nagłówków artykułów... Poza tym, tak długo, jak
życie na nas tego nie wymusza, bez nowej wiedzy i świadomości zmian
postępujących w społeczeństwie da się jakoś funkcjonować. A bez silnych, a
nawet skrajnych emocji, byłoby zwyczajnie nudno.
Dyskusja, która rozgorzała po
publikacji tych artykułów nie była oczywiście merytoryczna, gdyż zdecydowana
większość ludzi naprawdę nie potrafi polemizować. Bo właściwie po co się silić
na racjonalne argumenty, skoro łatwiej jest wpaść w szał i obrzucać się błotem?
W obronie dyskutujących trzeba jednak przyznać, że tym razem nie było w ogóle
meritum, do którego można się było odnieść. Tylko emocjonalna i werbalna
laksacja, na którą odpowiedzieli tym samym.
Historia pozbawiona kontekstu
(najnowsze statystyki dotyczące śmiertelnych przypadków zażywania miękkich
narkotyków, także w porównaniu do zgonów wywołanych spożyciem alkoholu, opinie
ekspertów na temat zależności między stosowaniem tych używek a pogorszeniem
zdrowia psychicznego w danej grupie wiekowej, konkluzje itd.) nic nie wnosi.
Taki artykuł nie przekazuje wiedzy o problemie, w niewielu przypadkach
spowoduje rzeczywiste i rzeczowe nim zainteresowanie. Czytelnik przez
konstrukcję takiej wypowiedzi – podział na siły dobra i zła – skupia się
wyłącznie na emocjach. Zamiast rozważać racjonalną płaszczyznę zjawiska,
zachęcony stylem narracji do empatii, wczuwa się w rolę jednego z bohaterów
historii i przy najbliższej dyskusji właśnie te emocje, a nie rzeczowe
argumenty będą przez niego przemawiać.
***
Deadly marijuana versus terminally ill public sphere.
Before you start reading this column, take a short IQ
test.
Recent research of the
scientists from the National Institute of Health in Rome showed that one of the
substances included in red wine - resveratrol - is capable of stopping mutation
of a flu virus. Do you think that this statement is identical to:
"Drinking two bottles of a poor quality red wine daily immortalizes":
a) YES
b) NO
If you answered “yes”
to the above question, you probably already have consumed your daily dose of
immortality and this quiz amused you. Go get some sleep before you attempt to
read this again.
Recently, more and more frequently, different media
storms break out. Regarding partnerships, planned changes in the beloved PKP
(Polish National Railways), GMOs or the election of a black Pope. The citizens
buffeted by the economic crisis are willing to participate in online
discussions on topics that do not translate immediately into their material
condition. Apparently it makes them feel that they are neither powerless nor
inactive. Although imprisoned in the grip of the system, they may not want to
throw off the yoke, but at least they fidget a little.
Some time ago, a number one topic was again the
legalization of marijuana. All because of a suicide committed by writer Anna
Fryczkowski’s son and the interviews she later gave for weeklies
"Wprost" and "Newsweek".
To cut a long story short - on a Christmas Eve, just
before dinner, a sixteen-year-old hanged himself in his room. Parents maintain
that they always used to be close with their son, so few months earlier they
easily noticed early signs of depression and a drop in his self-esteem. They
took him to see a psychiatrist who prescribed him appropriate medication; they
talked with him, supported him and at the same time they decided to give him a
lot of freedom and refrained from interfering with his private sphere. Only
after his tragic death and feverish review of his personal things and
correspondence they discovered that he has been smoking weed for the last several
months. Virtually every day.
Without a second thought, media decided to serve this
steak rare and in the atmosphere of terror. I know mothers whom these
interviews led to the border of hysteria. The level of the subsequent
discussion in media was just a nail in the coffin. It turned out that marijuana
is more dangerous than cancer.
First of all, it is hard to agree with the view that the
sole cause of this boy’s suicide was smoking pot. As a rule, alcohol and drugs
exacerbate, deepen culprit’s mental condition from before the consumption.
While in the first case we can talk about (and not always) intensification of
mood, reaction to drugs largely depends on a character. If someone has a
tendency to melancholy, then even stoned does not rather turn into an incurable
optimist.
Secondly, I personally am surprised that the mother
decided to publicize this story and so exposed herself to the public attack.
Not even because of the always active and willing to speak marijuana fans and
legalization supporters, but also a number of anonymous Internet users who
could indifferently accuse her of being a bad mother. To some this issue has a
political dimension – this story was brought up by media shortly after Ruch
Palikota (Polish liberal left-wing party) filed a petition to legalize
marijuana. On the other hand, as a writer she obviously has a strong tendency
to exhibitionism. I understand that she has suffered the most terrible
consequences of a faith that the son's problems were nothing more than the
hardships of puberty. And so her loss was not in vain, she wanted to call on
other mothers to increase their vigilance. This attitude in general does not
give rise to any concerns. However, the motif of random testing children for
drugs is brought up a number of times in these interviews. They even mention an
idea to set up a foundation that would encourage parents to run such tests...
And there is not a single word about the most important thing - what to do once
you learn your children or siblings use drugs?! The absence of an answer to
this basic question only contributes to maintain the atmosphere of terror in
this dramatic story, and certainly does not help parents to get out of the
thicket of superstitions and phantasmagoria, which this subject is to some of
them.
What is really poignant in this story is the reflection
about what might be going on such a young person’s mind that he decides to take
away his life before actually getting to know it. Whilst respecting the
mother's pain, the reason why he reached for drugs could have been neither youth
trend nor peer pressure. The increasing pace of life, pressure to success, and
all of this during the global economic crisis we experience first-hand, cause
stress many people can cope with differently than reaching for psychoactive
substances. It is alarming that such frustrations occur among younger and
younger people. Before our eyes and under the wings of busy parents a new
generation is born – a generation of creatures so utterly self-centered that
they do not give a fig about the outside world. Not only politics, school and
their own parents. Even the future. Adults bought the story of the unlimited
freedom of an individual and firmly believe that in the times of militant
relativism their children will raise themselves alone on wise men and responsible
citizens. Their interest in the fate of the offspring suddenly returns on the
occasions like the above mentioned articles. And unfortunately the responses it
causes range from a fit of hysterics to a long-term paranoia. Most of these
mothers would have certainly answered YES to the question at the beginning of
this column.
Alcohol Aficionados (AA) will argue that a glass of red
wine a day improves blood flow, and supporters of legalizing marijuana, that it
has some medicinal properties useful in treatment of glaucoma, multiple
sclerosis and other diseases. But you don’t have to look far, since in both
cases applies the universal truth that what harms the most is the lack of
moderation. And this applies not only to stimulants, but also food, money, and even
feelings.
This column is not intended to take a position in the
debate about the legalization of marijuana and the scale of its harmfulness
compared to alcohol. The very thought of taking part in such a debate is
already tiresome. In fact, to me under this bubbling surface hides a lot more
important problem.
Frankly, I am disgusted with the level of the
aforementioned interviews. I do not like when someone is trying to convince me
that it is better to feel and experience than to think. This kind of articles I
expected after the tabloids such as "Fakt" or "Super
Express" - their main goal is to stimulate emotions, not intellect. What
do I care about other peoples’ emotions? I have enough of my own to deal with.
Perhaps such a strategy of the weekly magazines stems from a fact that less and
less people reach for the press. Faced with a barrage of information, instead
of collecting them from various sources, people often look for them in one
place where they are the most condensed, for example, tabloids or popular
internet portals. Because it is so convenient to go briefly through large
images with concise comment. Sometimes I get the impression that some people
join the discussion only after reading the very headers of the articles...
Besides, for as long as life does not make it necessary, one can participate in
a society without constantly updating his knowledge and being aware of the
changes taking place in the community. Hence, without strong or even extreme
emotions, it would be simply boring.
Of course, the discussion which flared up after the
publication of these articles was not substantive simply because the vast
majority of people really do not know how to argue. Why even bother to present
rational arguments, when it is easier to go berserk and throw mud at each
other? However, in defense of the disputants I must admit that this time there
was no substance that could be referred to. All they got was an emotional and
verbal diarrhea, and they replied accordingly.
A history devoid of context (like the most recent
statistics on deaths from using soft drugs, also compared to the deaths caused
by alcohol, opinions of experts on the relationship between the use of this
type of drugs and deterioration of mental health in a given age group,
conclusions etc.) brings no real added value. This article does not provide
knowledge about the problem; maybe in a few cases it will draw someone’s real
and matter-of-fact attention. The very structure of this statement – creating a
clear division between good and evil forces – makes reader focus exclusively on
emotions. Instead of considering the rational level of the phenomenon,
encouraged to empathy by a narrative style, reader empathizes on the role of
described family members and so to a future discussion on drugs topic he would
bring these emotions, not substantive arguments.
What we observe can be described as tabloid newspapers
having an affair with magazines, which results in the beginning of
‘tablozines’. It is a pity that the Polish public sphere died during that
delivery. So what's next? Should we legalize marijuana? Or impose a prohibition
for the public good? Or why don’t we - for a change - talk about something that
really matters?
2 komentarze
http://www.youtube.com/watch?v=jtWVMVHosmw
OdpowiedzUsuńtablozyny nice one
Nie ja jestem autorem pojęcia "tablozyny", więc mam nadzieję, że nie tylko to Ci się w tym tekście spodobało;)
OdpowiedzUsuń