9. rocznica przeprowadzki do Warszawy - Wiatr w żagle! / 9th anniversary of moving to Warsaw – Full ahead!

sobota, marca 23, 2019

*Scroll down for the English version*


Ostatnie miesiące płyną obok mnie jak wartka akcja powieści. Choć co do zasady sama wyznaczam jej kierunek, nieraz łapię zadyszkę, próbując stawić czoła nurtowi wydarzeń nieplanowanych. Za mną kolejne złożone wątki obyczajowe, kryminalne, romantyczne, sensacyjne, psychologiczne, melodramatyczne i komediowe, które niepostrzeżenie zamykają się w następujące po sobie burzliwe rozdziały. Właśnie zakończyłam jeden i energicznie wkraczam w kolejny.

Rocznica przeprowadzki do Warszawy jest dla mnie pewną granicą. Jej umowność nie ujmuje potencjału, który w niej drzemie. Większość z Was korzysta z końca roku kalendarzowego do zastanowienia nad tym, czy udało Wam się dotrzeć do miejsca, w którym wyobrażaliście sobie siebie dwanaście miesięcy wcześniej. I ustalenia, skąd ruszacie realizować dalsze cele. Ja robię to w połowie marca.


Z moich obserwacji wynika, że ostatnimi czasy jako gatunek zdecydowanie bardziej skupiamy się na wyglądzie zewnętrznym niż na tym, co się dzieje wewnątrz nas. Niestety. Złościmy się na nasze ciała, zrzucamy na nie odpowiedzialność za niepowodzenia w sferze zawodowej i prywatnej. Podczas gdy one powinny być zdrowe, a nie doskonałe. Dbajmy raczej o rozum, bo to jego uwodzenie i zwodzenie przez innych może mieć dla nas dużo gorsze konsekwencje. Do nowych diet, treningów, ciuchów i rzęs, proponuję dorzucić książki, języki i techniki relaksacyjne. Dzisiaj. Nie jutro. Skłonność do lenistwa i wygody jest u nas naturalna, choć niekoniecznie leży w naszym szeroko pojętym interesie. Nauczmy się zatem wywoływać i wykorzystywać momenty zapału i motywacji.

Boicie się popełniać błędy? Świetnie! Zacznijcie je popełniać jak najszybciej. Dzięki temu szybciej przestaniecie się ich bać. Owszem, możecie spokojnie do końca życia poprawnie budować koło na podstawie gotowego wzoru. Tyle że ludzie, którzy nie podejmują wyzwań i nie mierzą się z nieznanym, nie rozwijają się. Bo niby jak? Nawet nasz mózg nie pracuje więcej niż jest to absolutnie koniecznie. I dąży do tego, żeby wykonywane przez nas rutynowo czynności odbywały się bez jego udziału.

Kończący rok rozliczeniowy był polem udanej walki z prokrastynacją. Użycie balistycznego określenia nie jest tu przypadkowe – był to okres tłumienia w sobie lenia, tchórza i udzielania głosu odwadze i wierze w siebie. Nieraz zmuszania się do podjęcia działania wbrew wahaniom. Skakania na głęboką wodę – bo okazuje się, że jak już się w niej znajdziemy, aktywuje się szereg mechanizmów danych nam przez naturę, które pozwolą nam przetrwać. O wspaniałych „skutkach ubocznych” w postaci nowych umiejętności nie pomnę.

W tym roku udowodniłam sobie, że nie można czekać, aż będzie się na coś w 100% gotowym. Wystarczy poddać się pochodzącej z wewnątrz pewności, że chcemy osiągnąć dany cel. I rzucić się do jego realizacji. Dzierżąc w dłoni ster jachtu balastowego, kilkaset metrów od brzegu morza, przy wietrze 4, w porywach 5 w skali Beauforta, nie ma czasu na zastanawianie się, jak rysowane na kartce wektory z wykładu o teorii żeglowania dnia poprzedniego mają się do łopoczącego na wietrze żagla; jakie jest prawdopodobieństwo tego, że moment prostujący właśnie Twojej łódki właśnie dzisiaj osiągnie wartość zerową; w którą stronę pchnąć rumpel, żeby zmniejszyć przechył; co robić z szotem grota, żeby optymalnie wykorzystać działające na niego siły aerodynamiczne; i że co Ty tu właściwie robisz, skoro nie umiesz pływać i boisz się wody!

DZIAŁASZ. Przemagasz początkowe przerażenie, wyłączasz zbędne emocje i przestajesz wymóżdżać. Masz cel do zrealizowania i tylko to się liczy. Zrzucasz foka, refujesz główny żagiel, zwiększasz jego wybrzuszenie i halsujesz do brzegu. 



Tak wyglądał mój pierwszy dzień na morzu. Nikt nie obiecuje, że będzie łatwo. Wszechświat ześle Wam chłód, deszcz, szkwały, ból, pot i łzy. Nie raz poczujecie gorzki smak porażki i zniechęcenie. Ale z czasem Wasze kroki będą coraz pewniejsze, zaczniecie odczuwać większą frajdę, a nawet spróbujecie bardziej skomplikowanych manewrów. Nie martwcie się na zapas, trzeba się mocno postarać, żeby „przewrócić łódkę”. A nawet jeśli do tego dojdzie, podniesiecie się i będziecie w stanie kontynuować rejs, przez chwilę w nieco mniej komfortowych warunkach. A nic nie sprawi Wam takiej satysfakcji, jak zwycięstwo nad własnymi słabościami. I udowodnienie sobie, że jesteście w stanie zrobić wszystkie te rzeczy, o których kiedyś myśleliście, że "nie są dla Was".

Te rzeczy, których kiedyś PRÓBOWAŁAM, nieraz się nie udawały. Te, które w ostatnim roku ROBIŁAM, kończyły się powodzeniem. Albo ważną lekcją i punktem odniesienia do przyszłych działań. Nie bez powodu żona Bukowskiego umieściła na jego nagrobku słowa „Don’t Try”, a ja nakreśliłam różnicę między marzeniami a wyznaczaniem celów („Klątwy marzyciela”). W konsekwencji, podsumowanie mojego dziewiątego roku w Warszawie wypada niezwykle korzystnie. Mimo panicznego strachu przed wodą i słyszanych przez lata zapewnień, że jestem „nietechniczna”, uczyłam się pływać, żeglować i jeździć samochodem (bo co może być trudnego w prowadzeniu auta, po tym jak nauczysz się panować nad wodą i wiatrem jednocześnie?! J). 

Strach i lenistwo kontra ja w ostatnim roku - co najmniej 0:3! Ale musiałam na to ciężko pracować. Było to możliwe u boku osoby, która stwarza mi przestrzeń do rozwoju i wspiera we wszystkich zamierzeniach, nawet tych pozbawionych choćby krzty pragmatyzmu, za to moich własnych i od dawna marzonych. Która zachęca, a nie ocenia. Chwali bez porównywania się. To jej dedykuję ten felieton, wiem, że czyta - jak wszystko, co wyszło i kiedykolwiek wyjdzie spod mojego pióra J Przy tej okazji po raz kolejny, i nie ostatni, zachęcam Was do odcięcia się od toksycznych, pasożytniczych relacji i otoczenia się ludźmi, którzy kochają Was za to, kim jesteście w rzeczywistości, a nie wyobrażenie o Was i wynikające z tego oczekiwania. To wszystko zmienia.




***

9th anniversary of moving to Warsaw – Full ahead! 

The last several months have been actioned-packed. Although, in principle, I choose and plan my own way, I often catch myself breathless trying to fight off the pressure of some unplanned events. I leave behind a bunch of complex social, criminal, romantic, sensational, psychological, melodramatic and comedic themes. All of them close imperceptibly into the subsequent stormy chapters. One has just finished recently and I am vigorously entering another one.

The anniversary of moving to Warsaw is an important threshold for me. Its conventionality does not lessen the potential that lies in it. Most of you think about where you are in the pursue of your goals set twelve months earlier at the end of the calendar year. I do it in mid-March.


From my observations it seems like nowadays we, as a species, have been more focused on the surface, than on what’s going on underneath it. Unfortunately. We get angry with our bodies; we blame them for failures in our professional and private lives. While as a matter of fact they should be healthy, not perfect. Let us instead take care of our minds, because their seduction and deception may have much worse consequences for all of us. Let us add new books, languages and relaxation techniques to our new diets, trainings, clothes and eyelashes. Today. Not tomorrow. We all have a natural tendency to laziness and convenience, although it is not necessarily in our best interest. Let us then learn to use the moments of enthusiasm and motivation.

Are you afraid to make mistakes? Excellent! Start making them as soon as possible. Thanks to this, you will stop being afraid of them faster. Sure, you can be safely building a wheel in accordance with a ready formula for the rest of your lives. But keep in mind that people who do not take up challenges and do not face the unknown, do not develop. Even human brain does not work more than it has to, and it strives to ensure that our routine activities are carried out without its participation.

The ending reference period was a battlefield of a successful struggle against procrastination. The use of a ballistic term is not accidental here - it was a period of suppressing idleness and cowardice, and making space for courage and self-confidence. Often forcing myself to take action against plenty of hesitations. The period of jumping in the deep end. It turns out that once you find yourself in deep waters, a number of mechanisms given to us by nature will activate, and they will allow you to survive. Not to mention the wonderful "side effects" of such a dive in the form of new skills you wouldn’t develop otherwise.

Last year I proved to myself that no one should wait until you he or she is 100% ready for something. All you need is to be sure that you really want something; and just go get it. Holding a helm of a ballast yacht, a few hundred meters from the seashore, in a wind 4-5 on the Beaufort scale, there is no time to think about how do the vectors from the lecture on the physics of sailing you had a day before relate to the sail fluttering just now; what is the probability that your boat reaches the critical angle this very day; whether you should push of pull the tiller to reduce the tilt; what to do with the mainsheet to optimally use the aerodynamic forces acting on the mainsail; and what you are actually doing on a yacht if you cannot swim and you are afraid of water!

YOU ACT. You fight your initial fear, you put the unnecessary emotions on hold and you give up overthinking. You have the goal to achieve and that's the only thing that matters. You drop the jib, reef the mainsail, let it fill and you tack back to the shore.



That was my first day at sea. Nobody says reaching your goal will be easy. The Universe will send you cold, rain, squalls, pain, sweat and tears. You will often feel the bitter taste of failure and discouragement. But over time your steps will be more and more steady, you will start to feel more fun and become eager to try more complicated maneuvers. Do not get ahead of yourself, it’s not that easy to “overturn the boat”. And even if this happens, you will rise and you will be able to continue the cruise, maybe in slightly less comfortable conditions at first. And nothing will give you so much sincere satisfaction as a victory over your own weakness. And proving to yourself that you are able to do all the things that you once thought “were not for you”.

When I used to start something with an attitude to just TRY to do it, I often failed. However, when I decided to DO this or that, I was usually successful; or at least I ended up with an important lesson and a reference point for the future attempts. It is not without reason that Bukowski's wife placed the words "Don’t try" on his tombstone, and that I drew the differences between having dreams and setting goals ("Curses of a dreamer"). As a consequence, the summary of my ninth year in Warsaw is extremely favorable. Despite the panic fear of water and the opinion of a "non-technical" person, I have learned to swim, to sail and to drive a car (because what can be difficult in driving after you learn to control the water and wind at the same time?! J).

Fear and laziness versus me in the last year - score at least 0:3! I must admit I had to work hard to accomplish that. And it was easier with a very special person by my side - a partner who leaves space for me to grow and supports me in all my plans; even those semi-crazy but my own long-dreamed ones. Who does encourage me but does not judge me. Who praises me but refrains from making comparisons. I dedicate this column to him, I know he will read this, as everything else that ever was and will ever be written by me. On this occasion, once again, I encourage each one of you to cut yourself off from toxic, parasitic relationships you may be in and surround yourself with people who love you for who you really are, not for their subjective image of you and the expectations that come along with that. This changes everything.


You Might Also Like

2 komentarze

Subscribe