Sztuczne raje [Artificial Paradises]

niedziela, października 11, 2015

*Scroll down for the English version*

Chyba się zakochałam. I tym razem nie jest to tenorowa aria po włosku ani para nieprzyzwoicie wysokich szpilek. Facet, z krwi i kości. On. Przystojny jak diabeł, pełen energii jak młody bóg. Jednym pełnym ciekawości spojrzeniem zagarnął całą moją atencję. Na widok jego zimnych oczu poczułam ukłucie w sercu. Szalenie przyjemne. I zdecydowanie nieprzyjemne, bo zaburzyło świeżo osiągniętą równowagę sił. Jak, do cholery, w porządkowanym od miesięcy świecie wewnętrznym jeden obcy czynnik może wywołać takie zamieszanie? Nagle runęła tama powstrzymująca rwący potok emocji i znowu poczułam się jak bardzo-mocno-przeżywająca-życie piętnastolatka. Trzepot rzęs, chichot, wiele godzin rozmów z przyjaciółkami, do pracy w podskokach, na ustach tylko uśmiech, Jego imię i słowa durnych piosenek o miłości. Tak właśnie musi wyglądać raj! Każdy Jego uśmiech i miły gest jak strzał: dopamina - click, click, bang! Fenyloetylamina - cziki, pow! Noradrenalina – blow! Mądra Katarzyna padła trupem, mój los znalazł się w rękach niesfornej Kasi.

Tak mogłaby się zaczynać ujmująca historia miłosna, kończąca się nieśmiertelnym: „i żyli długo i szczęśliwie”. Tylko… ja wcale tego nie chciałam. Właściwie to nie był nawet facet, tylko chłopak - młodszy ode mnie. I nie wiem, czy z krwi i kości - nie dane mi było go bliżej poznać. Serce niby rosło, ale na samą myśl, że miałoby to wyjść poza fantazję, robiło mi się słabo – fuj! Ble! O nieee! Więc niby raj, a jakiś sztuczny…


Wybitny francuski poeta, prekursor dekadentyzmu, Charles Pierre Baudelaire w wyczerpujący sposób i z właściwym sobie rozmachem opisał to, co według niego można określić mianem „sztucznych rajów” - wino, haszysz i opium. Zgoda. Ma to sens. Szczególnie, że poza niniejszym smaczkiem literackim z XIX wieku, termin ten dziś pojawia się najczęściej w kontekście uzależnienia alkoholowego lub narkotykowego. Ale czy rzeczywiście tylko do niego może się odnosić? Historia z Nim sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, w co jeszcze może uciec ludzki umysł przed prozą dnia codziennego. I po co.

            Z przeprowadzonego przeze mnie prywatnego śledztwa wynika, że dwie ulubione formy spędzania przez Polaków wolnego czasu to picie alkoholu i oglądanie seriali. Niezależnie od wieku, pochodzenia, częstotliwości i czasu, jaki na to poświęca, zdecydowana większość społeczeństwa pije i/lub ogląda. To nasze narodowe dyscypliny sportowe i rozumienie relaksu. Z analizy fachowej literatury oraz badań empirycznych wynika, że nasze wyobrażenie o zbawiennym wpływie spędzania wolnego czasu w ten sposób na naszą kondycję psychiczną i fizyczną jest błędne. Owszem, dostarcza nam to tematów do rozmów ze znajomymi – można wymieniać się uwagami na temat rozwoju fabuły albo wspominać, kto z kim ile to nie wylał za kołnierz. Zmiany cywilizacyjne prowadzą do nieustającego wzrostu napięcia psychicznego jednostki. Naukowcy alarmują, że chroniczne przemęczenie i nieredukowany stres skutkują szeregiem dolegliwości, takich jak bezsenność, spadek koncentracji i produktywności, nerwice. Dlatego tak ważna jest umiejętność pozbywania się szkodliwego stresu. Jako podstawowe metody wskazują słuchanie muzyki (niekoniecznie barokowej, choć według badaczy ta jest najskuteczniejsza), co najmniej pół godziny sportu dziennie czy tlenoterapia, czyli po prostu czas spędzony na świeżym powietrzu. Ponadto, istnieje obszerna literatura na temat technik relaksacyjnych. Osobiście przyznałabym Pokojową Nagrodę Nobla twórcy ashtanga jogi. Ale nie. My wiemy lepiej. Browar i TV, najlepiej jednocześnie. Opinie naukowców, że taka forma spędzania wieczorów i weekendów nie wpływa na rzeczywistą redukcję napięcia, raczej tłumi je bądź odsuwa w czasie, są niedorzeczne. Przecież wszyscy tak robią, a jak wiadomo, większość nie może się mylić! Skąd taka rozbieżność?

Używki

            Alkohol, podobnie jak inne substancje psychoaktywne, to jeden ze znanych ludziom od wieków sposobów oszukiwania naturalnego systemu nagrody. Jest to mechanizm nagradzania człowieka przez jego własny organizm za wszelkie działania zmierzające do przedłużenia gatunku – odczuwamy przyjemność z jedzenia, snu, sportu i seksu. System ten ma swoje ograniczenia - gdy śpimy za długo, czujemy się, ociężali, gdy za dużo zjemy – mamy mdłości, po przebiegnięciu pewnej liczby kilometrów, czujemy szczęście, ale i zmęczenie i nie jesteśmy w stanie biec dalej, po więcej endorfin biegacza. Substancje psychoaktywne to zupełnie inna historia – nagrodę dostajemy od ręki, bez wysiłku i ograniczeń. Każda dawka naszej ulubionej używki to natychmiastowy błogostan – powoduje wzmożoną produkcję hormonów szczęścia lub pobudza te same receptory, co one. Więc po co przestawać, skoro jest tak dobrze? Czerwona lampka ostrzegawcza może zadziałać przy naturalnych przyjemnościach, co do zasady nie ma jednak zastosowania w przypadku tych sztucznych.

            Zwłaszcza u osób, które mają obsesję na punkcie kontrolowania wszystkiego w swoim życiu. Każdy łyk daje im poczucie sztucznej swobody, przekonanie, że nie muszą lub nie są w stanie o wszystkim myśleć i nad wszystkim panować. Taka utrata kontroli może być dla nich szczególnie atrakcyjna. Stwierdzenie, że alkohol nie rozwiązuje problemów, ale odpowiednia jego ilość pozwala o nich na chwilę zapomnieć, jest niepokojąco trafne. To poniekąd wyjaśnia instytucję nocy z piątku na poniedziałek.

Seriale

            Ona też wiąże się z nałogowym oglądaniem seriali. Na pewno znacie kogoś, kto zarywa noce w tygodniu albo całe weekendy, żeby pochłaniać kolejne odcinki, sezony i całe produkcje. Przyrzekam, że znałam kogoś, kto widział je wszystkie! Rynek oferuje aktualnie rozrywkę dla mniej i bardziej wymagających widzów. Co do zasady, im dłuższe, tym lepsze. Tematyka, jakość i czas emisji są w zasadzie drugorzędne, wszystkie znajdą swoich odbiorców, ważne jest związanie się z losami bohaterów. Nieraz słyszę, jak znajomi ze skruchą przyznają się do oglądania jakichś durnych seriali, które nijak się mają do ich zainteresowań lub nic ciekawego nie wnoszą. To prawda, ale spełniają rolę dużo ważniejszą – zwalniają z obowiązku zajmowania się własnym życiem.


Dużo mniej popularnym, bardziej elitarnym sztucznym rajem, może być nałogowe czytanie książek – połykanie jednej za drugą kosztem interakcji z ludźmi, gromadzenie mądrości, którymi taki mol książkowy nie zamierza się z nikim dzielić. Książki są bezpieczne, bo sprzężenie zwrotne może być tylko intelektualne. W tej samej kategorii można też umieścić gry komputerowe – tym bardziej seksowne, że gracz ma wpływ na ich przebieg i zakończenie, dzięki licznym życiom, może się uczyć na własnych błędach, zdobywać określone umiejętności i opanowywać je do perfekcji. Również bezpieczne, bo grę, podobnie jak książkę, można w każdej chwili zamknąć.

Tak uciekanie w świat seriali, jak i literatury czy gier, umożliwia przeżywanie emocji dużo silniejszych niż te obecne we własnym życiu. Albo po prostu cudzych, co boli dużo mniej albo wcale. Poza tym, tam – w przeciwieństwie do rzeczywistości - najczęściej historie kończą się happy endem, a kto z nas go nie lubi? Pytanie tylko, czy z cudzych doświadczeń można wyciągnąć naukę dla siebie? Jestem zdania, że jedyną mądrością, którą stosujemy w życiu jest ta, do której sami doszliśmy. Z całą resztą jest jak z wzorami matematycznymi – nawet jeśli je znamy na pamięć i potrafimy poprawnie rozwiązań przy ich użyciu równania, nie mamy pojęcia, jakie mogłyby mieć zastosowanie w życiu codziennym. Ale oglądamy, jeden za drugim i nie umiemy wyłączyć telewizora, choć wmawiamy sobie, że sytuacja jest pod kontrolą. Klasyka uzależnienia. Matka wie, że ćpiesz? A może sama ćpie?

Internet

Wielu widzów z rozbudzoną powyższym fantazją siada do klawiatury. Cyberprzestrzeń to niewyczerpane źródło wiedzy, ale nie dlatego tak chętnie z niej korzystamy (abstrahuję tu od wyżej wspomnianych gier komputerowych). W Internecie nie mają znaczenia granice i odległości geograficzne. Niestety, zacierają się też inne granice – między naszym wizerunkiem wirtualnym a rzeczywistym oraz przyzwoitości. Może niektórych to zszokuje, ale nie każda dziewczyna, która ma na Instagramie zdjęcia w stroju kąpielowym jest modelką, nie każdy chłopak, który robi kawały znajomym i wrzuca to na YouTube’a jest profesjonalnym komikiem i nie każdego udostępnione w sieci przekroczenie prędkości czyni kierowcą rajdowym. Zachęceni sukcesami innych, ludzie coraz częściej dzielą się swoją prywatnością, zwykle bez głębszej refleksji nad możliwymi konsekwencjami. Obserwatorzy na wybranym portalu internetowym stają wyznacznikiem ich wartości, sensem życia, sztucznym rajem. Niesie to ze sobą niestety ryzyko zaburzeń tożsamości, na którą w coraz większym stopniu pozwalają wpływać czynnikom zewnętrznym, na które sami nie mają wpływu.



Standardem jest już podglądanie innych w Internecie. Oczywiście, im słabsza jednostka, tym silniejsza skłonność do porównywanie się z innymi, co często ma przykre konsekwencje. Na szczęście przestrzeń, która generuje takie frustracje, idealnie nadaje się do ich wyładowywania. Internet jest też rajem dla nieśmiałych, zakompleksionych i dla zwykłych tchórzy - anonimowość dla wielu jest jednoznaczna z bezkarnością. W rzeczywistym świecie nierzadko ludzie boją się wyrażać swoje zdanie, zwłaszcza, gdy nie należy do popularnych. W Internecie jest zaloguj-wyloguj. Opublikuj-usuń. Ludzie uwielbiają i mają szczególną skłonność do wszelkich działań, które sprawiają wrażenie pozbawionych konsekwencji. I de facto wierzą, że takowe istnieją, szczególnie w wirtualnym świecie. Pozwólcie, że nie skomentuję.


Relacje

            I wracamy do punktu wyjścia. Czy drugi człowiek może stać się dla nas sztucznym rajem? Wiem, że zamiast odpowiadać sobie szczerze na to pytanie, wolelibyście wyjść na piwo, drinka (przecież nie umawiamy się ze znajomymi na spotkanie, tylko na alkohol) albo włączyć ulubiony serial. Nic dziwnego, bo jestem przekonana, że większość z Was odpowiedziałaby twierdząco. A nic tak nie uwiera jak niewygodna prawda.

Przekleństwem relacji międzyludzkich jest zawsze utrata kontaktu z rzeczywistością. Może się objawiać dwojako. Pierwsza z opcji to życie wyobrażeniem o tym, jak związek powinien wyglądać, a nie tym, jaki jest naprawdę. U kobiet frustracje rodzą się z porównywania swojego związku z miłosną relacją X i Y z serialu (lub filmu) Z. Oczywiście na poziomie podświadomym. Zapytana o to kobieta żywo zaprotestuje i powie na ten temat swojemu partnerowi wszystko z wyjątkiem jednego – czego oczekuje od niego i od ich związku. Takie szczere rozmowy nie są pożądane, bo mogą prowadzić do pęknięcia bańki mydlanej wyobrażenia. A to musiałoby prowadzić do zmiany, której przecież większość się panicznie boi. Lepiej siedzieć w tym sztucznym raju cicho i zamiast świadomie wpływać na wydarzenia, czekać, aż wydarzy się coś, na co trzeba będzie po prostu zareagować.

Druga opcja to przeglądanie się w drugiej osobie jak w lustrze. Jeśli ona mówi, że on jest piękny, silny, odważny, wspaniały, zabawny i potrafi sprostać każdemu wyzwaniu, to – niezależnie od stanu faktycznego - lepiej przyjąć to do wiadomości. W końcu kto nie chciałby w ten sposób o sobie myśleć i tak być postrzeganym przez innych? Nadrzędnym celem staje się dorośnięcie do wizerunku znanego z oczu i ust partnera. Nic to, że w głowie zaczynają narastać obawy przed zdemaskowaniem niedoskonałości, lęk przed niesprostaniem wygórowanym oczekiwaniom. Dopóki są razem, ignorowanie tego, co on sam o sobie myśli i naturalnej potrzeby szczerości, na poziomie świadomym są nieważne, da się je stłumić. Dla mnie stwierdzenie „nie możemy bez siebie żyć” oznacza ni mniej, ni więcej tylko: „jesteśmy uzależnieni od własnego wizerunku w oczach partnera i niezapewniani przez niego o naszej wspaniałości tracimy energię życiową i poczucie własnej wartości”. De facto jest to związek ze samym sobą i nieustanna walka pomiędzy wyobrażeniem o sobie a rzeczywistością. Biorąc pod uwagę koszt osobowy i trwałość konstrukcji, ile wart jest taki sztuczny raj?

 

WE DON’T SEE THINGS AS THEY ARE; WE SEE THINGS AS WE ARE

Więc może jednak nie byłam zakochana. Może miłości wcale nie ma. Może to, co nazywamy „miłością” to kombinacja kilku innych uczuć o różnym natężeniu. Może „kocham” mówimy, kiedy nie rozumiemy, co się z nami dzieje. I dlatego tak trudno odróżnić miłość szczenięcą od dojrzałej; pierwsze kilka miesięcy burzy hormonów (porównywanej przez niektórych psychiatrów do amoku) od świadomej decyzji o życiu w monogamii, szacunku i zgodzie. Może jest, ale tylko między rodzicem a dzieckiem. A może dywaguję na ważne tematy, żeby nie przyznać po prostu, że ulokowałam uczucia w fantazji, bo w niej nikt nie może mnie zranić? Ten idealny obraz związku szybko oderwał się od ciała chłopaka, którego wtedy zobaczyłam. Dzisiaj łączy ich tylko imię. Mój sztuczny raj spełnił swoją rolę. Stał się pretekstem do wycofania się z realnych niedoskonałych relacji (w których byłam narażona na realne cierpienie) oraz na jakiś czas oderwał moje serce i rozum od nieprzyjemnych dorosłych obowiązków. Czasami powiedzenie czegoś na głos i zrozumienie, jakie są przyczyny danego działania, to już połowa sukcesu. Kolejny krok to poszukiwanie konkluzji i wdrożenie odkrytej mądrości w życie. Powrót do rzeczywistości.

Czy sztuczne raje są zatem niebezpieczne? Według mnie zawsze. Nawet jeśli przyjemne i pozornie niegroźne. Ba! Im bardziej inteligentne zło, tym bardziej niewinną przybiera formę – zwróćcie uwagę, że demony zazwyczaj wstępują w małe dziewczynki o anielskich blond lokach, bezwzględne agentki to zawsze piękne kobiety, a wszystko, co w życiu najsmaczniejsze jest niezdrowe albo tuczące. Poza tym trzymanie się wąskiej perspektywy (stymulantu, telewizora, monitora, pary cudzych oczu) stwarza zagrożenie niedostrzeżenia tej szerokiej oraz niezrozumienia kontekstu otaczającej rzeczywistości. Oczywiście, że można przeżyć całe życie trzymając się jednego miejsca, jednego poglądu, jednej używki. W końcu szkoły są dwie – błogosławieństwem jest albo wiedza albo niewiedza. Moim zdaniem, mamy dwie nogi, żeby twardo nimi stąpać po ziemi. Serce ma podpowiadać, czego potrzebujemy, a rozum ma znaleźć sposób realizacji tych potrzeb. Mamy ręce, żeby ciężko pracować na swój sukces i tyłek, żeby w miarę miękko lądować po nieudanych próbach. I liczyć powinniśmy na siebie, a nie innych ludzi, siły wyższe, cuda i łut szczęścia.

Faktem jest, że drogę do sztucznych rajów otwiera zamykanie oczu na rzeczywistość. I że osoby, które rozumieją swoje stany emocjonalne, mają mniejszą skłonność do sięgania po wszelkiego rodzaju używki. A ludzie kochają kłamać i być okłamywanymi. Jeśli wyobrażenie o sobie i otaczającym świecie jest ładniejsze niż rzeczywistość, dlaczego za nim nie pójść? Oczywiście, każdy ma prawo żyć po swojemu. Także wycofać się z rzeczywistości i zrzec się naturalnego prawa do wywierania na nią wpływu. Tylko wówczas nie powinien mieć pretensji, że nie ma ona takiego kształtu, jakiego by sobie życzył. Mówi się też, że wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem, bla bla bla. Szkoda tylko, że spośród całej gamy możliwości, zazwyczaj sięgamy po to, co łatwe, dające natychmiastowy efekt albo zakazane, a nie to, co trudne, wymagające, ale w dłuższej perspektywie przyczyniające się do naszego rozwoju. Jak wyglądałoby nasze życie bez sztucznych rajów? Bo ja wiem, może szukalibyśmy wymarzonej pracy, znaleźli jakąś dodatkową, żeby odłożyć na mieszkanie, dom, czy wymarzone wakacje; może podnosilibyśmy swoje kwalifikacje, może realizowali pasje, stawali się ekspertami w wybranej dziedzinie albo wzorem do naśladowania i inspiracją dla innych; może spędzali więcej czasu z bliskimi.

W pędzącym na oślep świecie, w natłoku informacji i obowiązków, od których nietrudno złapać zadyszkę i w atmosferze rosnącej presji, pokusa ucieczki w sztuczny raj jest niezwykle duża. Każdy chce chociaż na krótką chwilę zapomnieć o otaczającym go świecie i problemach. Pamiętajmy tylko, że jest pewna ilość każdego stymulantu, po której – często bezpowrotnie - stracimy zdolność odczuwania przyjemności. AAA jak dodatkowe baterie. AA jak Anonimowi Alkoholicy. A jako Anhedonia.

Jakie są Wasze sztuczne raje?



***

Artificial paradises


I think I fell in love. And this time it was not an Italian tenor aria or a pair of obscenely high heels. A man of flesh and blood. He. Devil handsome and full of energy like a young god. His curious glance got my whole attention. At the sight of his cold eyes, I felt a twinge in my heart. Extremely pleasant. And definitely unpleasant, because it disturbed the balance of power achieved recently. How the hell, one external factor could cause such a fuss in a neatly and methodically arranged world? Suddenly the dam restraining torrent of my emotions collapsed and I felt like a very emotional fifteen-year-old again. Fluttering eyelashes, giggling, long talks with BFFS, going to work in leaps and bounds; a smile, his name and lyrics of stupid love songs on my lips. That's how the paradise must look like! Every smile and nice gesture of his felt like a shot: dopamine - click, click, bang! Phenylethylamine - chicka-pow-pow! Norepinephrine - blow! The wise Catherine dropped dead, my fate was left in the hands of the unruly Kathy.

This is how an endearing love story could begin to later end with the immortal: "and they lived happily ever after". But ... I did not want that. Actually it was not even a man, but a boy - younger than me. And I do not know whether he was of flesh and blood - I did not have a chance to get to know him closer. In a way my heart was growing fonder, but the idea that this could go beyond the fantasy repelled me - yuck! Ugh! Heeell no! So it was a kind of paradise, but somehow artificial...

   
            An eminent French poet, precursor of decadence, Charles Pierre Baudelaire extensively and with a flourish described what according to him could be considered “artificial paradises” - wine, hashish and opium. Agreed. It makes sense. Especially that beyond this literary relish from the nineteenth century, the term is used usually in the context of alcohol or drug addiction. But is it really the only thing it can relate to? History with This Guy made me wonder, where else can a human mind escape from the prose of everyday life. And what for.

My private investigation showed that our two favorite ways of spending free time are drinking and watching TV series. Regardless of age, origin, frequency and the time spent, the vast majority of the population drinks and/or watches something. These are our national sports and our understanding of relaxation. However, the analysis of literature and empirical research prove that our idea of salutary effects of spending our leisure like this for our mental and physical condition is wrong. Yes, they provide topics for conversation with friends - one can exchange comments on the development of the plot or recall latest party. The progress of civilization leads to continuous increase in people’s psychological stress. Scientists alert that chronic overwork and stress that we fail to reduce result in a number of ailments, such as insomnia, loss of concentration and productivity, neurosis. That is why it is so important to know how to get rid of bad stress. Among basic methods to achieve that there are: listening to music (not necessarily Baroque music, hence according to researchers, it is the most efficient one), at least half an hour of sport per day, or oxygen therapy - which is basically time spent outdoor. In addition, there is an extensive literature devoted to relaxation techniques. Personally, I would award the founder of Ashtanga yoga with a Nobel Peace Prize. But forget the scientific twaddle. We know it better. A beer and TV, preferably at the same time. The scientists’ opinion that this way of spending evenings and weekends does not actually reduce the tensions, but rather suppresses them or defer is just ridiculous. After all, everyone does that and the majority can never be wrong! Where does this discrepancy come from?

Stimulants

Alcohol, like other psychoactive substances, is one of the well-known for centuries ways of cheating natural reward system. It is a mechanism that rewards us for any action to extend the human species – we feel the pleasure of eating, sleeping, sports and sex. This system has its limits - when we sleep for too long we feel sluggish; when we eat too much we have nausea; after running a certain number of kilometers, we feel happy but tired and even if we want to, we are not able to run further to experience more of runner’s high. Psychoactive substances are a different story, however - we get a reward immediately, effortlessly and without restrictions. Each dose of our favorite stimulant brings instant bliss – it causes increased production of “happy hormones” or stimulates the same receptors as they do. So why stop, if it feels so good? Red warning light can work with regard to natural pleasures, in principle it does not apply to the artificial ones.


Especially in case of people who are obsessed with control. Each sip gives them a fake sense of freedom, a belief that they do not need to or are not able to think and take care of everything, as usually. Such a loss of control can be particularly attractive to them. To say that alcohol does not solve problems, but its certain amount can make one forget them, is disturbingly accurate. This somewhat explains the existence of a “night from Friday to Monday”.

TV series

The above mentioned “night from Friday to Monday” may also be associated with compulsive watching of TV series. You most likely know someone who burns a candle at both ends just to see another episode, season and the whole series. I swear that I knew someone who has been watching all of them! The market currently offers entertainment for both less and more demanding viewers. In general, the longer series the better. Subject area, quality and airtime are of secondary importance, each of them would find its fans – the most important goal is to create a bond between the audience and the characters. Sometimes my friends admit shamefacedly that they watch some stupid TV series, which are from the outside of circle of their interests and bring no value to their lives. That may be true, but in fact they play a much more important role – they give them excuse not to deal with their own lives.

Much less popular and more elitist artificial paradise can also be reading books in a compulsive manner – devouring them one by one at the expense of interaction with people, gathering wisdom Mr. Bookworm does not intend to share with anybody. Books are safe, because the only feedback is intellectual. Also computer games could fall in this category – they are even sexier because player has an impact on their course and the ending; thanks to numerous lives he can learn from his mistakes, acquire certain skills and master them to perfection. Also safe, because the game, alike the book, can be closed at any time.

Escaping into the world of TV series, as well as literature and computer games, allows one to experience emotions much stronger than those in his own live. Or just someone else’s emotions which obviously hurts far less or not at all. Besides, there - as opposed to reality - most of the stories have happy endings, so what’s not to love? The question is whether we can learn from other people’s lessons? I believe that the only wisdom we apply in life is the one we get ourselves. The rest is like mathematical formulas - even if we know them by heart and can use them to properly solve the equation, we have no idea how to apply them in everyday life. But we keep watching and we cannot turn off the TV, constantly repeating ourselves that the situation is under control. Classic addiction. Does your mother know you’re addicted? Or maybe she’s addicted, too?

Internet

Part of the audience, having their imagination boosted by the above, sits down at the keyboard. Beyond any doubt, cyberspace is an inexhaustible source of knowledge, but that is not the reason we use it so eagerly (we abstract here from the above-mentioned computer games). On the Internet, boundaries and geographical distances does not matter. Unfortunately, also other boundaries blur – those between our virtual image and the real one; and bounds of decency. Maybe it will come as a shock to some of you but not every girl posting her photos in a swimsuit on Instagram is a model; not every guy who makes jokes on friends and upload it on YouTube is a professional comedian; also,  sharing a video of exceeding the speed limit does not make one a rally driver. Encouraged by the success of others, people are more likely to share their privacy, usually without second thoughts about the possible consequences. Their followers become determinant of their value, the meaning of their lives, their artificial paradise. Unfortunately, this may carry a risk of identity disorder for those who allow external factors (remaining beyond their control) excessively and continually influence their personality.


Spying on other people on the Internet has become a standard. Of course, the weaker the person, the stronger the tendency to compare her- or himself the others, often with an unpleasant results. Luckily, space that generates such frustrations is also perfect to unload them. The Internet is a haven for the shy ones, those with hang-ups and for plain cowards - for many anonymity is synonymous with impunity. In the real world often people are afraid to express their opinions, especially if they are not popular. The Internet gives the log-in/log-out and publish/delete options. People love and have particular inclination for any actions that seem devoid of consequences. Some of them actually believe that such actions exist, especially in the virtual world. Let me not comment on that.

Relationships

And we're back to square one. Can another person become an artificial paradise for us? I know that instead of responding to this question, you would rather go out for a beer, a drink (after all we hang out with friends to drink alcohol together in a first place, not to talk), or turn on your favorite series. No wonder, because I am pretty sure that most of you would answer in the affirmative. And there is nothing less comfortable that inconvenient truth.

The curse of human relationships is always the loss of contact with reality. It can manifest itself in two ways. The first option is living an imagination of how relationship should look like, not the reality. In woman frustrations arise by comparing her relationship with the love story of X and Y from the Z show (or movie). Of course, at the subconscious level. When asked about this, she would expostulate and tell her partner everything but one thing - expectations for him and their relationship. Such a heart-to-heart is not welcome because it may burst their bubble. And this could lead to changes, which terrify most of people. It is better to sit tight in the artificial paradise and instead of consciously influencing the course of events, simply wait until something happens - it is so much easier to react than to actually act, isn’t it?

The second option is to view ourselves in partner as in a mirror. If she says that he is beautiful, strong, brave, wonderful, funny and able to accomplish every challenge, then - regardless of the reality - it is better to take her opinion as a fact. After all, who does not like to evaluate himself favorably and to be favorably perceived by others? The main goal is to grow up to partner’s expectations known from her eyes, mouth, sometimes even only presumed. Forget the fear growing inside him that she will finally discover his imperfections and/or that he will fail to meet her high expectations. As long as they are together, he is able to ignore his self-image and natural need of sincerity. For me, the statement: "we cannot live without each other" means nothing more nor less than: "we are addicted to a mirage of ourselves seen in the eyes of our partner and if he/she stops to cultivate it, we surely will lose all our vital energy and self-esteem". In fact, it is the relationship with oneself and the constant struggle between self-expectations and reality. Given the personal cost and instability of this construction, how much can such an artificial paradise be worth?


WE DO NOT SEE THINGS AS THEY ARE; WE SEE THINGS AS WE ARE

So maybe I am actually not in love. Maybe love does not exist at all. Maybe what we call "love" is just a combination of several other feelings of different intensity. Perhaps we say "I love you" when we do not understand what we really feel. And that is why it is so difficult to distinguish puppy love from the mature one; the first few months of a hormonal storm (some psychiatrists compare it to amok) from a conscious decision about sharing life in monogamy, respect and harmony. Maybe it exists, but only between a parent and a child. Or maybe I digress on important topics not to admit that I invested feelings in fantasy, because no one can hurt me there? This perfect image of romance long time ago has detached itself from the body of The Guy whom I saw that day. Today, they only share a name. Although my artificial paradise fulfilled its role. He became an excuse to withdraw from real relationships I was not satisfied with (in which I was exposed to a real suffering), and it let my heart and mind get away from a nasty adult responsibilities for some time. Sometimes saying certain things out loud and understanding own motivations is half the battle. The next step is seeking the conclusion and implementing the discovered wisdom into one’s life. Back to reality.

Therefore, are artificial paradises dangerous? In my opinion, always. Even if pleasant and seemingly harmless. Bah! The more intelligent evil, the more innocent form it takes - mind that demons usually possess little girls with angelic blond curls, the most ruthless agents are always beautiful woman, and the best food is always either unhealthy or fattening. Besides sticking to a narrow perspective (stimulant, TV, screen, a pair of someone’s eyes) carries a risk of missing the broader perspective and failing to understand the surrounding reality. Of course, one can live a lifetime sticking to one place, one opinion, one stimulant. In the end, there are two schools of thought on this issue – you either find the knowledge or the ignorance a blessing. In my opinion, we have two feet to keep them on the ground. A heart to tell us what we need and a brain to find a way to fulfill these needs. We have two hands to work hard for our success and an ass to land on it softly after failed attempts. And we should count on ourselves, not other people, acts of your god, miracles and stroke of luck.

The fact is that the road to artificial paradises opens when we close our eyes to reality. And that people who understand their emotional states are less likely to reach for any kinds of stimulants. And people love to lie and be lied to. If the imagination of oneself and the world around is nicer than the reality, why not go for it? Of course, everyone has the right to live their own way. Also to withdraw from reality and waive the natural right to influence their lives; but in that case they should not complain about its shape. It is also said that everything is for the people, if only in moderation, blah blah blah. It is a pity that from the whole range of options, we usually choose what is easy, gives immediate effect or is prohibited, and we do not reach for the difficult, demanding, but in the long run leading to our development. How would our lives look like without artificial paradises? I do not know, maybe we would be looking for our dream jobs, finding odd jobs to put away some money to buy apartments, houses or to go on a dream vacation; raising our qualifications, pursuing our passions, becoming experts in certain fields or role models and inspiration for the others; or simply spending more time with beloved ones.

No wonder people are short of breath in a world which is rushing blindly, making them suffer from infoglut and multitude of duties. And as the pressure is constantly growing, the temptation to escape into an artificial paradise is extremely high. Everyone wants to forget about the whole world and all problems even for a short moment. Just remember that there is a certain amount of each stimulant after which - often irrevocably – one loses the ability to feel pleasure. AAA as extra batteries. AA as Alcoholics Anonymous. A as Anhedonia.

What are your artificial paradises? 

You Might Also Like

0 komentarze

Subscribe