Trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie płotu / The grass is always greener (on the other side of the fence)

sobota, stycznia 09, 2016

*Scroll down for the English version*

Za nami kolejny rok. Ziemska jednostka czasu, która wyznacza pewien rytm naszego życia i pomaga je organizować. Podobnie jak wszechświat skończona, ale w przeciwieństwie do niego posiada granice: 31 grudnia, kiedy żegnamy stary rok hukiem petard i korków od szampana oraz 1 stycznia, gdy witamy nowy hukiem w głowie. Ot, pewna umowna linia podziału, którą czują się w obowiązku świętować nawet największe mruki. I która składnia nas do różnego rodzaju podsumowań. Co w rzeczywistości oznacza dla nas ta zmiana daty? Oprócz aktualizacji wieku i idącej za tym co pięć lub dziesięć lat poważnej refleksji? Czy kalendarz został ustalony do mierzenia naszego dobrego samopoczucia?

Chyba nie, aczkolwiek trochę go w tym celu wykorzystujemy. Dzielimy życie na lata lepsze i gorsze. Potem na dekady lub ich połówki. Lub po prostu połówki - te, z którymi było nam dobrze i te, po których nieraz trzeba się było inną połówką pocieszać. Czas wykorzystujemy instrumentalnie. Raz odcinamy się od przeszłości, wypierając ze świadomości zasłużone porażki lub własną bezczynność, zwykle lokując źródło winy gdzieś na zewnątrz. Kiedy indziej tkwimy w niej po kokardę i z goryczą odmawiamy partycypowania w tym, co przed nami. A to i tak nadejdzie, niezależnie od tego, czy będziemy potrafili się tym cieszyć i z tego korzystać. Często demonizujemy ubiegły rok, pokładając jednocześnie ogromne nadzieje w przyszłym. Nawet jeśli nie mamy zamiaru w niego inwestować swego zaangażowania ani korzystać z prawa wywierania wpływu na rozwój wydarzeń.

Tak niemal ze łzami w oczach żegnałam rok 2014 fantazjując o wspaniałościach, które mnie na pewno spotkają w kolejnym. I wiecie co? Następnego dnia wstałam z myślą, która początkowo nieśmiała, stała się jednym z moich drogowskazów. Uciekamy nie z punktu A do punktu B, tylko przed sobą. Czyli pragniemy niemożliwego, chyba że zanurzymy się po uszy w sztucznym raju. Postanowiłam skończyć z bezwolnym poddawaniem się biegowi wypadków, cokolwiek je powoduje oraz towarzyszącej temu enigmatycznej melancholii. I zacząć zmiany od siebie.

Nowy rok rozpoczęłam od sporządzenia listy dobrych rzeczy, które miały miejsce przez ostatnich dwanaście miesięcy. Znalazły się na niej podróże, ciekawe spotkania, wydarzenia kulturalne, w których wzięłam udział, zdobyte mądrości i liczba napisanych stron. Wyszło mi czarno na białym, że ten rok był jednak naprawdę dobry! Oczywiście, zawsze można chcieć więcej i mieć lepiej. Nie twierdzę, że powinno się godzić z aktualnym stanem rzeczy i rezygnować z potencjalnych korzyści. Niemniej ważna jest motywacja. Doceniajmy to, co mamy. I sięgajmy po kolejne rzeczy dlatego, że są dobre dla nas, a nie dlatego, że mają je inni.

Nauczyłam się ostatnimi czasy, że receptą na spokój jest reagować na konkretny stan faktyczny zamiast roztrząsać możliwe przyszłe scenariusze. I zwyczajnie staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu (sic!). A czy istnieje recepta na szczęście? Seneka powiedział, że dla kogoś, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, każdy wiatr jest niepomyślny. Innymi słowy, nie będzie szczęśliwy ten, kto nie wie, czego chce. Zróbcie dzisiaj własną listę dobrych rzeczy, które Was spotkały w ubiegłym roku, żeby nastroić się pozytywnie i nie zaczynać nowego umownego rozdziału życia od „ale”. A następnie listę celów na nadchodzący rok. Wierzę, że sposoby na ich realizację znajdziecie potem z łatwością. Niektórzy z Was traktują sporządzanie takich zestawień z przymrużeniem oka. Prawda jest jednak taka, że mamy większą skłonność do rozpamiętywania złych rzeczy niż wspominania i doceniania dobrych. Papier zastąpi niesforną pamięć i bezinteresownie przyjmie wszystko, co chcecie mu powiedzieć. A w przyszłości odda Wam wspomnienie i punkt odniesienia, które mogą się okazać bezcenne.

Czy powinniście ruszyć pełną parą 1 stycznia? Niekoniecznie. Lepiej poczekać, aż decyzja o zmianach w Was dojrzeje. Tylko nie odwlekajcie działania aż poczujecie się gotowi w 100% - to może nie nastąpić. Oczywiście, nigdy nie jest za późno, żeby zacząć, ale… kiedyś jednak zacząć trzeba. Pamiętajcie, że próby nieudane bardziej zbliżają Was do sukcesu niż te niepodjęte.


Z moich wnikliwych obserwacji prowadzonych w minionych miesiącach wynika także, że punktem wyjścia do tego, aby być szczęśliwym, jest… przestać się martwić. Zanim zaczniecie protestować, że to tylko banał, zastanówcie się przez chwilę nad jego istotą. Dalej, szczęścia nie powinniśmy szukać na zewnątrz, w innych ludziach i określonych okolicznościach, tylko w sobie. Nawet jeśli oznacza to rezygnację z pewnych kompulsywnych dążeń, pożegnanie z tym, czego czas już minął, wyjście z bezpiecznej skorupy i szczery dialog zamiast szermierki słownej, mimo wszystko warto spróbować. Zaakceptowałam niedawno fakt, że niezależnie od moich życzeń i starań, rzeczywistość dookoła mnie się zmienia i że nie ma sensu przywiązywać się trwale do pewnych rzeczy i osób. Naprawdę pomogło.

Ktoś mi niedawno zarzucił, że hojnie obdarowuję wszystkich radami. Winna stawianych mi zarzutów! Cóż, taka moja natura. Lubię się dzielić zgromadzoną mądrością, zwłaszcza, jeśli jej wartość znam z autopsji. Miniony rok był dla mnie z wielu powodów - o których w przyszłości będziecie mogli poczytać na papierowych stronach, których liczba stale rośnie - najważniejszy w dotychczasowym życiu. Nie wszystko dobrze, ale dużo dobrzeJ Wiem, że najbardziej przekonująca i trwała wiedza to taka, do której sami dojdziemy, ale może opowieść o moich doświadczeniach skłoni kogoś do autorefleksji?


A zatem – co wybrać? Szybkość czy dokładność? Ostrożność czy kreatywność? Optymizm czy realizm? Kompromis czy konfrontację? Dogmaty czy intuicję…? To, co Was motywuje. Dla jednych będzie to skupienie na własnych celach i unikanie porównań, dla innych zerkanie na drugą stronę płotu. Ważne, żebyście zamiast mnożyć pytania i wątpliwości, realizowali swoje własne przedsięwzięcia, z pasją. I nie otaczali się ludźmi, których uważacie za lepszych od siebie, tylko takimi, przy których sami stajecie się lepsi. W nowym roku życzę Wam, abyście uznawali wartość autorytetów, ale jednocześnie nie bali się być egoistami i urzeczywistniali w pierwszej kolejności potrzeby własne, a nie cudze. I przyjęli za pewnik, że jedyne, co może Was powstrzymać przed byciem najlepszym, to Wy sami.


***

The grass is always greener (on the other side of the fence)

Another year has gone by. A terrestrial unit of time, which sets certain rhythm of our lives and helps to organize them. Alike the universe it’s finite, but unlike it, it has boundaries: December 31st, when we say goodbye to the old year with a bang of firecrackers and champagne corks and January 1st, when the welcome the new one with a throbbing headache of hangover. Just a conventional borderline which even the staunch bores feel obliged to celebrate. And which prompts us to all sorts of summaries. What does this change of date actually mean for us? Except for updating age and causing some serious reflection every five or ten years? Has the calendar been established to measure our well-being?

Probably not, although this is how we use it. We measure our lives in better and worse years. Then in decades or its halves. Or just halves - those who made us happy and those after which we had to comfort ourselves with another half. We make an instrumental use of time. Once we break with the past, displacing the deserved failures and own inaction, usually looking for the source of failure somewhere outside. Some other time, we are stuck in the past and with bitterness we refuse to participate in what lies ahead of us. And it's still to come, regardless of whether we will be able to enjoy it and use it for our own benefit. Often we demonize the previous year, while placing great hopes in the future. Even if we don’t intend to invest our commitment nor exercise the right to influence the course of events.


And so almost tearfully I was kissing goodbye 2014, fantasizing about the wonders that would certainly happen in the next year. And you know what? The very next day I woke up with the thought that initially timid, has become one of my guides. We do not run away from point A to point B, but from ourselves. So we seek impossible, unless we plunge into an artificial paradise (http://halfkethalfamazing.blogspot.co.uk/2015/10/sztuczne-raje-artificial-paradises.html ). I decided to put an end to passive giving in to the course of events, whatever causes them, and the enigmatic melancholy which accompanies it. I started the change from myself.

I began the new year with drawing up a list of good things that happened to me over the past twelve months. It included travels, interesting meetings, cultural events I attended, gained wisdom and number of pages I wrote. I saw in black and white that it was actually a really good year! Of course, one can always have more and be better. I'm not saying that you must accept the status quo and give up on the potential benefits. What is crucial, is the motivation. We ought to appreciate what we have. And reach for certain things because they are good for us, not only because other people have them.

I have recently learned that the recipe for inner peace is to respond to the facts instead of analyzing possible future scenarios. I just try not to worry about the things I can’t control (sic). And is there a recipe for happiness? Seneca said that if one does not know to which port one is sailing, no wind is favorable. In other words, you cannot be happy if you don’t know what you want. Today make your own list of good things that happened last year, to attune yourself positively and start a new chapter basing on “pros” not "cons". And then make a list of goals for the coming year. I am sure that you will then easily find ways to achieve them. I realize that some of you take such exercises with a grain of salt. But the truth is that we have a greater tendency to contemplate bad things than to remember and appreciate the good ones. Whereas paper may replace the unruly memory and selflessly accept everything you have to say. And in the future it could take you down the memory land and give you a reference point, which may prove to be invaluable.

Do you have to set off at full steam on January 1? Not necessarily. It’s better to wait until you are ripe for the changes. Just do not hold back your actions until you feel 100% ready - it may not happen. Of course, it’s never too late to start, but ... you have to start at some point. Remember that even the failed attempts bring you closer to success than those not taken.


From my insightful observations in recent months I also learned that the starting point to be happy is to... stop worrying. And before you claim this is just a cliché, think about it for a moment. Furthermore, we should not be looking for the happiness outside, in other people and certain circumstances - but in ourselves. Even if it means giving up on some compulsive desires and things whose time has already passed, leaving the comfort zone and sincere dialogue instead of a swordplay, after all I believe it is worth a try. Recently I accepted the fact that regardless of my wishes and efforts, the reality around me is changing, and it makes no sense to attach permanently to certain things and people. It really helped.

Someone recently claimed that I generously share advice. Guilty as charged! Well, this is who I am. I like to share the wisdom I acquired, especially if I know its value from the personal experience. The past year for many reasons - which in the future you will be able to know from the paper pages, which number is constantly growing - has been the most important in my life so far. Maybe not everything is fine, but a lot of things isJ I know that the most convincing and sustainable knowledge is the one we gain ourselves, but maybe sharing my experiences will encourage someone to self-reflection?



So - what to choose? Speed or accuracy? Caution or creativity? Optimism or realism? Compromise or confrontation? The dogmas or intuition ...? Whatever motivates you. For some, it will be concentrating on their own challenges and avoiding comparisons; for others - peeking over the fence. What really matters, is to pursue your own goals, with passion, instead of multiplying questions and doubts. And to surround yourselves not with people whom you think are better than you, but those around whom you become better. For the New Year I wish you to recognize the value of authority, but also the courage to be selfish and fulfill your own, and not the others’ needs in the first place. And take for granted that the only thing that can stop you from being the best, is you.

You Might Also Like

0 komentarze

Subscribe